Strony
środa, 7 grudnia 2011
czwartek, 17 listopada 2011
Skazani na Pocztę?
I znów nowe wyzwania. A nawet bardzo nowe, bo "Bloomberg Businessweek Polska" jest na rynku od niedawna. Temat pocztowy przyjęłam z radością, bo z tą instytucją mam do czynienia nader często jako klientka. Niestety chyba w najbliższym czasie nie można spodziewać się wielkiej rewolucji w tym sektorze usług. A naprawdę by się przydała.
niedziela, 13 listopada 2011
Seniorzy w akcji
Nowa, przemiła współpraca. Projekt "Seniorzy w akcji" realizowany przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych Ę pomaga osobom starszym znaleźć w sobie pokłady nowej energii i zacząć działać w lokalnej społeczności. Zacne, a pomysły niektórych emerytów naprawdę rewolucyjne. Zapoznałam się z nimi dość wnikliwie, by przygotować opisy projektów.
środa, 5 października 2011
wtorek, 4 października 2011
W świecie herbaty
Kiedy słyszę, że ktoś nie może funkcjonować bez kawy, zazwyczaj ze zrozumieniem kiwam głową. Jednak tak naprawdę kompletnie tego zrozumienia mi brakuje. Kawa mnie usypia i nie daje żadnej satysfakcji. Pijam ją z musu, gdy po raz miliardowy umawiam się z kimś w sieciowej kawiarni, bo nie ma dla nich rozsądnej alternatywy. Pardon, nie było.
Komu milsze są herbaciane smaki, z pewnością porzuci wizyty w starbucksach i innych coffeeheaven, dla T Baru przy ul. Szpitalnej.
Jest to koncept rozwijany przez firmę Dilmah, znaną u nas głównie z herbaty w ekspresowych torebkach (na tle konkurencji, naprawdę niezłej). W designerskich wnętrzach zabarwionych nutą Orientu można zabawić się w herbacianego sommeliera i spróbować niezliczonych gatunków, mieszanek, a także... alkoholowych drinków z boskim naparem w roli głównej. Połączenie zielonej herbaty, rumu i limonki może być zapowiedzią bardzo miłego wieczoru.
W T Barze interesująca wydaje się także oferta kulinarna, zdecydowanie bliższa eleganckiej restauracji niż sieciowej kawiarni. Dość ekskluzywne kanapki stanowią tylko niewielką część menu.
Przyjemnym aspektem oficjalnych otwarć są niezwykli ludzie, których można spotkać.
Merrill J. Fernando, założyciel firmy Dilmah (tak, to ten pan z reklamy herbaty), najbardziej rozsmakował się w połączeniu ciepłego naparu z krupnikiem. Czyli z prądem, po naszemu.
Teraz pozostaje sprawdzić, jak to wszystko wygląda, gdy zniknie blask oficjalnego otwarcia. No nie da się nie wrócić.
Komu milsze są herbaciane smaki, z pewnością porzuci wizyty w starbucksach i innych coffeeheaven, dla T Baru przy ul. Szpitalnej.
Jest to koncept rozwijany przez firmę Dilmah, znaną u nas głównie z herbaty w ekspresowych torebkach (na tle konkurencji, naprawdę niezłej). W designerskich wnętrzach zabarwionych nutą Orientu można zabawić się w herbacianego sommeliera i spróbować niezliczonych gatunków, mieszanek, a także... alkoholowych drinków z boskim naparem w roli głównej. Połączenie zielonej herbaty, rumu i limonki może być zapowiedzią bardzo miłego wieczoru.
W T Barze interesująca wydaje się także oferta kulinarna, zdecydowanie bliższa eleganckiej restauracji niż sieciowej kawiarni. Dość ekskluzywne kanapki stanowią tylko niewielką część menu.
Prawdziwymi gwiazdami są dania kuchni lankijskiej. Na szczycie mojej prywatnej listy dań do przetestowania jest lampreis z jagnięciną, a także znacznie bardziej swojski kosz pieczywa z wyborem smarowideł. Ale to przy następnej okazji.
O wystroju mogłabym długo. Ale niech wystarczą obrazki.
Przyjemnym aspektem oficjalnych otwarć są niezwykli ludzie, których można spotkać.
Merrill J. Fernando, założyciel firmy Dilmah (tak, to ten pan z reklamy herbaty), najbardziej rozsmakował się w połączeniu ciepłego naparu z krupnikiem. Czyli z prądem, po naszemu.
Z Dilhanem Fernando, synem założyciela, zamiast rozwodzić się nad herbatą, omówiliśmy nasze fotograficzne zamiłowania.
Teraz pozostaje sprawdzić, jak to wszystko wygląda, gdy zniknie blask oficjalnego otwarcia. No nie da się nie wrócić.
czwartek, 18 sierpnia 2011
Projektanci o swoich szefach
Instytut Wzornictwa Przemysłowego zachęca, by producenci korzystali z usług projektantów. Oto, co artyści sądzą o swych zleceniodawcach:
piątek, 17 czerwca 2011
Słów nigdy nie brak
"Łał, jesteś wolnym strzelcem? Czyli co?" - na ten tor zawsze schodzi rozmowa z krewnymi/dawnymi koleżankami z podstawówki/znajomymi PR-owcami i właściwie z każdym, kto wolnym strzelcem nie jest.
Dotychczas udało mi się odkryć kilka cennych definicji tej formy pracy, które odczytałam między wierszami rozmów o tematyce zawodowej.
1. Według rodziny i większej części starszego pokolenia: freelancer - osoba bezrobotna, która robi dobrą minę do złej gry. Dyspozycyjna, gdy tylko jest coś do załatwienia. Uszczęśliwi ją propozycja pracy w charakterze sekretarki, załatwiona po znajomości.
2. Według dziennikarzy zatrudnionych na etatach: freelancer - osoba bezrobotna, która robi dobrą minę do złej gry. Nie ma ubezpieczenia, urlopu i pakietu socjalnego. Tkwi w zawieszeniu, bo w mediach ciężko o etat.
3. Według części zleceniodawców: freelancer - osoba, która pracuje za darmo (ang. 'free').
4. Według osób kompletnie spoza branży: freelancer - osoba, która siedzi sobie w domu, czasem pracuje w kawiarni, jedzie na urlop, kiedy chce i ma naprawdę klawe życie.
Częściowo przychylam się do ostatniej definicji, dlatego pracuję tak, a nie inaczej. Oczywiście oprócz licznych pozytywów, mogłabym opowiedzieć o gorszej stronie takiego trybu pracy. Ale po co?
Wolę zaproponować przegląd moich mniej lub bardziej poważnych tekstów. A także swoje wolnostrzeleckie usługi. Bo freelancer to także niższe koszty, większa dyspozycyjność, silniejsza motywacja i mniej pretensji do świata.
Zapraszam.
Dotychczas udało mi się odkryć kilka cennych definicji tej formy pracy, które odczytałam między wierszami rozmów o tematyce zawodowej.
1. Według rodziny i większej części starszego pokolenia: freelancer - osoba bezrobotna, która robi dobrą minę do złej gry. Dyspozycyjna, gdy tylko jest coś do załatwienia. Uszczęśliwi ją propozycja pracy w charakterze sekretarki, załatwiona po znajomości.
2. Według dziennikarzy zatrudnionych na etatach: freelancer - osoba bezrobotna, która robi dobrą minę do złej gry. Nie ma ubezpieczenia, urlopu i pakietu socjalnego. Tkwi w zawieszeniu, bo w mediach ciężko o etat.
3. Według części zleceniodawców: freelancer - osoba, która pracuje za darmo (ang. 'free').
4. Według osób kompletnie spoza branży: freelancer - osoba, która siedzi sobie w domu, czasem pracuje w kawiarni, jedzie na urlop, kiedy chce i ma naprawdę klawe życie.
Częściowo przychylam się do ostatniej definicji, dlatego pracuję tak, a nie inaczej. Oczywiście oprócz licznych pozytywów, mogłabym opowiedzieć o gorszej stronie takiego trybu pracy. Ale po co?
Wolę zaproponować przegląd moich mniej lub bardziej poważnych tekstów. A także swoje wolnostrzeleckie usługi. Bo freelancer to także niższe koszty, większa dyspozycyjność, silniejsza motywacja i mniej pretensji do świata.
Zapraszam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)